Jak dosko­nale wie­cie testuję ogromne ilo­ści kosme­ty­ków, bo lubię pró­bo­wać nowo­ści, dla­tego dziś kilka produktów, które albo się świet­nie spraw­dziły albo oka­zały się totalną porażką.

Przed­sta­wiam Wam moje kosme­tyczne hity i kity. Jestem bardzo ciekawa, czy podzielacie moje zdanie, chętnie zapoznałabym się z Waszymi ulubieńcami, bądź nietrafionymi kosmetykami, które lepiej omijać z daleka ;)

1. Uszla­chet­niony ole­jek arga­nowy do oczysz­cza­nia i mycia twa­rzy Bie­lenda

bielenda

Zapewne zna­cie to uczu­cie, kiedy po dema­ki­jażu i umy­ciu twa­rzy żelem, pianką bądź mydłem pozo­staje nie­przy­jemne uczu­cie ścią­gnię­cia skóry? Bły­ska­wicz­nie się­ga­cie po krem lub serum, żeby tylko jak naj­szyb­ciej pozbyć się tego dyskomfortu. Po tym olejku Bie­lendy nic takiego się nie stanie, ponie­waż w skła­dzie ma on ole­jek arga­nowy (tutaj wię­cej o czy­stym oleju arga­nowym) oraz kwas hia­lu­ro­nowy, więc sku­tecz­nie nawilża i wygła­dza skórę twa­rzy. Mimo, że for­muła jest ole­ista, to nie pozo­staje żaden tłu­sty filtr na twa­rzy, bo pod wpły­wem wody ole­jek zamie­nia się w mleczną piankę. Sku­tecz­nie roz­pusz­cza wszel­kie zanie­czysz­cze­nia, świet­nie nadaje się do dema­ki­jażu, upłyn­nia sebum i przy­jem­nie odświeża skórę. Bar­dzo dobra cena do jako­ści (20 zł), ale minus za to, że olejek dosyć ciężko się spłu­kuje.

2. Krem do rąk Har­mony Isana

eveline-isana

Nie wiem, czy wśród moich Czy­tel­ni­ków są tacy, któ­rzy pamię­tają gumy balo­nowe Donald Duck? Bo wła­śnie tak bajecz­nie pach­nie ten krem do rąk i… na tym koń­czą się jego zalety. Nie mam szcze­gól­nie prze­su­szo­nych ani spierzch­nię­tych rąk, ale po chwili od uży­cia tego kremu nie czuję, że cokol­wiek nakła­da­łam na dło­nie i potrze­buję wię­cej jakie­go­kol­wiek kremu! Mimo że ten krem zawiera olej z awo­kado, masło kaka­owe i masło shea, to nie­stety nie daje rady. Sku­si­łam się dla­tego, że lubię wybrane kosme­tyki marki Isana, np. rumian­kowy krem do rąk, który otrzy­mał nawet bar­dzo dobrą notę w niemieckim Eko Teście. Za Har­mony zapła­ci­łam 5,89 zł (cena pro­mo­cyjna za 300 ml), ale to moje pierw­sze i ostat­nie opa­ko­wa­nie.

3. Ultra­kom­for­towy bal­sam do ciała Rêve de Miel Nuxe

nuxe

Nie będę ukry­wać, że jestem fanką fran­cu­skich kosme­ty­ków Nuxe, bo cza­sem należy się każ­dej i każ­demu z nas odro­bina luk­susu, a te kosme­tyki do takich zali­czam. Napraw­czy, odżyw­czy i ochronny bal­sam Nuxe ide­al­nie nadaje się jesie­nią i zimą, kiedy skóra naszego ciała jest podatna na prze­su­sze­nia. W moim przy­padku naj­bar­dziej cier­pią łydki, a ten bal­sam z mio­dem, olej­kiem ze sło­necz­nika i innymi szla­chet­nymi olej­kami roślin­nymi radzi sobie dosko­nale. 95% skład­ni­ków w tym bal­samie ma natu­ralne pocho­dze­nie i co równie ważne – nie zawiera on para­be­nów. Nie­stety za jakość trzeba pła­cić – kosz­tuje około 55 zł za 200 ml, ale w dro­ge­rii Super­pharm czę­sto są pro­mo­cje na całą markę Nuxe. Na prze­su­szoną skórę jesie­nią i zimą – ideał!

4. Tusz do rzęs Magne­tic Look Eve­line Cosme­tics

eveline-tusz

Zamiast trzy­mać się spraw­dzo­nego tuszu do rzęs od Eve­line, chcia­łam jesz­cze bar­dziej spek­ta­ku­lar­nych rzęs i zde­cy­do­wa­łam się na ultra­po­gru­bia­jący tusz, który podobno o 200% zwięk­sza obję­tość rzęs. Nie­stety nie wiem, czy to wina tej zaokrą­glo­nej szczo­teczki czy prze­rost formy nad tre­ścią czy inne nie­do­pa­so­wa­nie – po pro­stu rzęsy wyglą­dają zwy­czaj­nie – nie są ani szcze­gól­nie dłuż­sze, ani grub­sze, ani pod­krę­cone mimo uży­cia ulu­bio­nej odżywki do rzęs, rów­nież od Eve­line. Lubię niektóre ich kosme­tyki, ale ta maskara zupeł­nie nie powala, a moje spoj­rze­nie niestety nie jest „magne­tic” czy chociaż „hyp­no­taj­zing” ;)

5. Bal­sam do ust Pure Bril­liants Catrice

eveline-catrice

Czy to bal­sam do ust czy pomadka – oto jest pyta­nie! Nie­istotne, ważne że lubię i że świet­nie działa. Ta pomadka Catrice (ok. 20 zł) ma ładny, per­łowy kolor, ale nie mar­tw­cie się, nie jest zbyt nachalny, bo odbi­ja­jące świa­tło poły­sku­jące dro­binki miesz­czą się w gra­ni­cach dobrego smaku. Świet­nie nawilża za sprawą masła shea, które jest w składzie i można nakła­dać na usta bez spo­glą­da­nia w lusterko, ale tylko mój kolor, 010 Spar­kle Lit­tle Star, bo nie jest zbyt inten­sywny. Pomadka dostępna jest też w kolo­rach różu, czer­wieni i brzo­skwini. Plus za przyjemny zapach.

Rekomendowane artykuły