Tak patrzę na panią i jestem pewna, że się znamy. Musiałyśmy się gdzieś spotkać. Taka znajoma twarz. Czy pani przypadkiem nie pracowała w telewizji?
– Tak, tak, pracowałam. Może kojarzy mnie pani ze stacji axn, prowadziłam tam przez ponad 4 lata program o gwiazdach, a to popularny kanał wśród kobiet.
– Nie, raczej nie.
– To może z „Barw szczęścia”? Gram tam pielęgniarkę, mały epizod, ale pojawiam się od jakiegoś czasu.
– Też nie.
– To może z reklam?
– Nie. Kiedy widzę reklamy, przełączam na inny kanał, więc nie.
– To może z 4fun.tv? Taka muzyczna stacja, przeprowadzałam tam kiedyś wywiady z polskimi gwiazdami.
– Nie, to córka może ogląda, ja na pewno nie.
– To może kojarzy mnie pani z nocnych telegier, gdzie do wygrania były pieniądze?
– TAK! No właśnie stąd panią kojarzę! Oczywiście! Z nocnych programów! Przecież tyle razy u pani grałam, ale nigdy nie wygrałam.
– Ech, no właśnie.
Nieważne, gdzie bym nie występowała, co zrobiła, gdzie nie zagrała i tak wszyscy kojarzą mnie z programów Call TV. Więc postanowiłam powrócić na chwilę do przeszłości i opisać Wam moje doświadczenia związane z prowadzeniem programów na żywo.
Jak dostałam się do Call TV?
Nie uwierzycie. Któregoś dnia przypadkiem zaczęłam oglądać jeden z programów Call TV. Wtedy w telewizji było ich naprawdę sporo. Pomyślałam, że to nic trudnego, więc wyłączyłam głos i zaczęłam opowiadać o zagadce, jak prezenterka z ekranu. Kolejnego dnia znów spróbowałam. Ponieważ szło mi całkiem nieźle, po tygodniu postanowiłam napisać do stacji tvn z propozycją zatrudnienia mojej skromnej osoby. Ale był to bardzo szczery list, nad którym mocno płakałam. Miałam wtedy złamane serce i marzyłam o tym, by jak najszybciej wyjechać z rodzinnego Szczecina.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy po dwóch tygodniach zostałam zaproszona na casting do Krakowa. Jechałam przez całą Polskę z duszą na ramieniu przygotowując się na wiele scenariuszy.
Na szczęście podczas castingu trafiłam na fajnych i przyjaznych ludzi, więc jakoś przebrnęłam. Po tygodniu od powrotu z Krakowa, zadzwonił telefon z propozycją współpracy, ale musiałabym przeprowadzić się do… Budapesztu. Zapytałam tylko, za ile dni mogę przyjechać i tak zaczęła się moja przygoda z telewizją i jedna z najlepszych spontanicznych decyzji w moim życiu.
Call TV – praca marzeń (?)
Czy pracę, gdzie przez godzinę lub dwie mówi się w kółko i bez przerwy, żeby zadzwonić, bo to ostatnia szansa, że 1000 zł do wygrania, że nie znam rozwiązania zagadki, ale ty na pewno znasz, że chętnie zadzwoniłabym do ciebie, ale nie znam numeru, można nazwać pracą marzeń? Niekoniecznie. Ale muszę przyznać, że czasem bywało naprawdę ekscytująco, bo mimo wszystko to jednak praca w telewizji, na żywo, na kilka kamer, w profesjonalnym studiu i ze sztabem ludzi pracujących na najwyższych obrotach. A jeśli tylko reżyser odcinka miał dobry humor, to na ekranie działy się rzeczy naprawdę bardzo zabawne (we wszystkich programach miałam w uchu słuchawkę i podpowiedzi od reżysera).
Podczas programów na żywo tańczyłam, śpiewałam, wygłupiałam się, leżałam na podłodze, zapraszałam drugą prowadzącą do studia, żeby COŚ jeszcze się zadziało, ale pamiętam, że był też program, w którym popłakałam się w studiu i nie były to łzy wzruszenia.
Słowem – mnóstwo emocji… Ponieważ wszystkie programy Call TV były na żywo, wielokrotnie z koleżankami lądowałyśmy w Łapu Capu. Moja najsłynniejsza wpadka? Gdy zadzwonił do mnie telewidz, a ja poprosiłam o rozwiązanie (w kuchni na literę „k”) i zamiast odpowiedzi usłyszałam szept: „pokaż du. ę”, ale to pikuś w porównaniu z tym, co zazwyczaj słyszały inne prezenterki (najczęściej epitety dotyczące ich części ciała i to kilkanaście podczas jednego programu!) Bywało też, że padały tak absurdalne odpowiedzi, że trudno było powstrzymać się ze śmiechu i niektóre prezenterki musiały prosić o full screen (przez kilka sekund zagadka na całym ekranie, nie było wtedy widać i słychać prowadzącej).
Czy ktoś wygrywa w tych telegrach?
Głównym i jedynym wygranym był węgierski producent programów interaktywnych, a ponieważ w Budapeszcie były nagrywane programy Call TV na cały świat (obie Ameryki, Azję, Afrykę, całą Europę), można śmiało stwierdzić, że był to wtedy niekwestionowany król telegier.
Call TV jest jak w lotto, gdzie miliony kupują kupony, ale prawdziwe miliony wygrywa tylko jeden gracz.
I tak było z Call TV. Przez cały program dzwoniły tysiące osób, ale na otwartą/wolną linię trafiała garstka, a czasem tylko jedna osoba, która na koniec programu podawała błędną odpowiedź. Oczywiście zdarzały się też osoby, które wygrywały naprawdę sporo. Pamiętam, że w jednym z programów przed świętami Bożego Narodzenia pewien uczestnik wygrał 8 tysięcy złotych i chyba cieszyłam się równie mocno jak on.
A po pracy?
Oj działo się, działo! Pracowaliśmy jedynie godzinę – dwie dziennie, więc resztę czasu mogliśmy szaleć i szaleliśmy, szczególnie, że Polak i Węgier to dwa bratanki ;) Poza tym bardzo o nas tam dbano. Każdy miał własne, wynajęte i opłacone przez firmę mieszkanie, kierowcę, który dowoził nas na programy, bony na jedzenie w restauracjach, opłacone przeloty do Polski i regularne pensje, więc nie można się dziwić, że niektóre z dziewczyn przy tego typu programach pracowały pięć lat albo i dłużej.
Czy to kobieta czy Barbie?
Zapewniam Was, że make-up nakładany prezenterkom przed programem miał z pół centymetra grubości. Tak mocnych makijaży, jak za czasów Call TV już nigdy więcej nie miałam, ale wynikało to z dużych zbliżeń na naszą twarz. Czasem musiałyśmy „grać ciszą”, a wtedy na pierwszym planie były nasze wielkie, wymalowane oczy ;) Dokładny demakijaż po programie trwał ponad kwadrans. Podobnie ze strojami. Wprawdzie dziewczyny z porannych programów miały grzeczne stylizacje, ale dziewczyny z Nocnych Igraszek (czyli między innymi ja), wyglądały podczas programów dość wyzywająco, choć przy rumuńskich, ukraińskich i rosyjskich prezenterkach i tak prezentowałyśmy się bardzo skromnie!
2,5 roku pracy w Call TV to była tak naprawdę niezła zabawa. I choć w kółko, w każdym programie mówiłam to samo (zadzwoń do mnie, jeśli znasz rozwiązanie, wygraj 1000 zł, czekam na twój telefon), to teraz bardzo ciepło wspominam ten czas: miałam czas na tenis, windsurfing nad Balatonem, naukę węgierskiego, podróże po Europie, a doświadczenie zebrane przy programach na żywo zaprocentowało przy kolejnych projektach telewizyjnych. W końcu 700 programów na żywo, w tym także po niemiecku to niezły wynik. A kilka innych pikantnych szczegółów z życia prezenterek call tv znajdziecie na vlogu Klaudii Klary.