Praca przed kamerą to czysta przyjemność. To najłatwiejsze zajęcie pod słońcem! Zresztą co to za praca?! Ja też bym tak potrafił/potrafiła. Trochę się powyginać, pouśmiechać, poudawać i już. Bułka z masłem.

Otóż nie do końca. Bo nie każdy potrafiłby się w tym odnaleźć.  Pierwsza sprawa to castingi, które bywają mało przyjemną częścią tej pracy. Pomijam już fakt kolejek na castingach, czy rozpychania się łokciami na korytarzu pełnym ludzi, gdzie nie da się oddychać, czekania po 4 – 5 godzin na swoją kolej, ale raczej chodzi mi o to, co dzieje się w środku. Wchodząc do studia trzeba być przygotowanym na to, że jest się ocenianym po wyglądzie: po twarzy, figurze, profilu lewym i prawym czy dłoniach.

Oglądają cię od stóp do głów, czasem coś szepczą między sobą, a ty stoisz na tym zielonym płótnie i starasz się „sprzedać” jak najlepiej. Gorzej, gdy wchodzisz na plan i w ogóle na ciebie nie spojrzą – tak też bywa.

Potem trzeba jeszcze odegrać scenkę – czasem mocno się wygłupić, czasem zrobić coś zupełnie niezrozumiałego, a czasem zagrać tak, jakby się nie grało! W międzyczasie reżyser castingu przygląda ci się (lub nie) w podglądzie kamery i albo załamuje ręce, przewraca oczami, wzdycha i od razu ci dziękuje, albo daje kilka szans, a tobie właśnie jak na złość nie chce wyjść jak wyjść powinno, albo jest tobą totalnie zachwycony, co absolutnie nie oznacza, że jutro czy pojutrze zadzwoni telefon z zaproszeniem do udziału w reklamie czy serialu. Za każdym razem, kiedy wychodzę ze studia czuję niedosyt. Mogłam zagrać to inaczej, przecież potrafię zrobić taką minę, tak to zagrać. Trudno – kolejny raz nie wykorzystałam okazji.

Inna sprawa to oczekiwanie na ten upragniony telefon. Zadzwoni czy nie. Mówisz sobie: nie czekam, nie ekscytuję się, bo nie ma czym, nie chcę czuć rozczarowania itd. Jednak w podświadomości coś siedzi.

Zdarza mi się chodzić z telefonem do łazienki, do kuchni, gdy idę wyrzucić śmieci, bo a nuż… I wpatruję się w ekran, sprawdzam czy dźwięk jest włączony, czy mam zasięg. I mimo, że w swoim życiu poprowadziłam sporo przeróżnych programów w stacjach telewizyjnych, pracowałam w telewizji internetowej, zagrałam w wielu reklamach, filmach instruktażowych czy w serialach, to wciąż czuję lekkie rozczarowanie, gdy dostanę takiego SMS-a:

„Niestety tym razem do reklamy produktu X zostały wybrane inne osoby. Bardzo dziękujemy za udział w castingu i zapraszamy do udziału w kolejnych”.

Dziś też dostałam takiego SMS-a, trudno, widocznie nie pasowałam reżyserowi/klientowi/produkcji. Ale chyba już wolę przeczytać taką wiadomość niż zostać zaproszonym na zdjęcia próbne, być o włos od wygranej i usłyszeć: „Pani jednak podziękujemy”. To też zdarzyło mi się wielokrotnie, a także to, że usłyszałam: „Nie wygląda pani na mamę”, „Absolutnie nie pasuje pani do tej roli”, „Czas na botoks droga pani”, „Za dużo mimiki”, „Za bardzo pani gra” itd.

makeup2Czy zdarzyło mi się płakać, kiedy nie dostałam wymarzonej pracy czy roli? Tak. Na przykład po podwójnych zdjęciach próbnych do pewnego ogólnopolskiego programu, którego już prawie zostałam prowadzącą. Pamiętam, że wtedy bardzo potrzebowałam tej pracy. Chyba pokazałam, że za bardzo mi zależy. Albo gdy byłam tuż tuż od otrzymania roli w znanym serialu, ale niestety zżarła mnie trema. Bywa.

Jednak mimo ciągłego oceniania mojej osoby oraz oceniania się przez pryzmat innych dziewczyn czekających ze mną na castingu („Ta ma mniej zmarszczek, tamta ma dłuższe rzęsy, a ta jest szczuplejsza w talii”), kocham tę robotę! Uwielbiam, kiedy zjawiskowo mnie pomalują, uczeszą, ubiorą. Kiedy wchodzę na plan i mogę wcielić się w pielęgniarkę, super laskę, nauczycielkę czy mamę czwórki dzieci. Na planie dostaję niesamowitej energii – ci, co ze mną pracowali, wiedzą o czym mowa :)  Nie ma nic lepszego, kiedy twoja praca jest jednocześnie twoim hobby, a  w moim przypadku tak właśnie jest!

Rekomendowane artykuły